
Falafel a geneza lewantyńskiego konfliktu.
Od dawien dawna rejon Bliskiego Wschodu to miejsce konfliktów społecznych, na tle religijnym, ciągłych przepychanek . Ludzie powracając pamięcią do historii swych narodów –historii bliższej czy bardziej odległej nieustająco próbują uzasadnić swoje prawa do terytoriów, miast, kultury.
Geneza odwiecznej przepychanki.
I tu…koniec tej smutnej opowieści o konfliktach.
Ja mam swoją teorię na temat genezy tej odwiecznej przepychanki narodowej. Otóż , w zależności do jakich źródeł zajrzysz, z jakiego kraju pochodzi antenat szanownego autora to znajdziesz informacje i interpretacje wygodna dla wyżej wymienionego.
Wszystko na tym pięknym świecie jest naznaczone smaczkiem subiektywnego spojrzenia.
Aby móc w pełni przedstawić i wyjaśnić teorię konfliktu na Bliskim Wschodzie według K. Patynka muszę poświęcić jeszcze kilka akapitów na bliższe poznanie z ciecierzycą a w konsekwencji sedna problemów Lewantu , czyli
Falafel
Cytując Wikipedię –https://pl.wikipedia.org/wiki/Falafel oraz kilka innych źródeł https://kukbuk.pl/artykuly/historia-falafela/?fbclid=IwAR0drhazkHVFZd11RSDK6-d20oEXfnOIW70oMCCI4ejbT2H7l0LXZjsp9Ig w mogę przyjąć , że ojczyzną falafela jest Egipt. Jednak można też przeczytać , iż to mieszkańcy terenów dzisiejszego państwa izraelskiego przez wieki rozwijali kulturę uprawy roślin strączkowych.

I już jest powód do sporu. Libańczycy też roszczą sobie pewne prawa do tego dania.
Z uśmiechem pomyślałem sobie teraz że niejeden doktorat mógłby powstać w oparciu o dywagacje o genezie falafela.
Ja pozwolę sobie zatrzymać się tylko na smaku tej potrawy gdyż to jest dla mnie najistotniejsze.
W poszukiwaniu ideału
Moje podróże w poszukiwaniu idealnego smaku falafela zaczęły się wiele lat temu. I tu zaskoczę Cię drogi czytelniku- ta podróż miała swój początek na Dworcu Centralnym w Warszawie.
Tam była moja pierwsza randka z falafelem.
Historia jednak jest mniej romantyczna .
Będąc młodym człowiekiem poszukującym pracy (a rzecz dotyczy początku lat 90-tych ) trafiłem do maleńkiego baru na wspomnianym Dworcu Centralnym stolicy.
Pośród szarości, wszech-otaczającego smutku tego miejsca, nota bene miejsca które miało być bramą do podróży i eksploracji otwartego już dla nas Polaków świata, omijając alkoholików żebrzących, drzemiących bezdomnych i sfrustrowanych podróżnych których pociąg jest planowo opóźniony o 324 minuty
–idę ja.
Mały, chudy i bez pracy z pełną świadomością jak wiele rzeczy nie potrafię robić. W dodatku jestem głodny.
I tu potrzeba zapełnienia brzucha spowodowała że to szare i smutne miejsce stało się dla mnie przyjazną stacją na dłuższy czas.
Zostałem sprzedawcą wszystkiego co da się upchać w pitę. Pośród wielu produktów górowały tajemnicze kuleczki.
Wychowany na tradycyjnej, polskiej kuchni dokonałem wielkiego odkrycia- zupełnie nowego , nieznanego jeszcze powszechnie w Polsce początku lat 90-tych –smaku falafela.
Już wówczas zastanowiło mnie pochodzenie tych niepozornych kuleczek .
I aby podeprzeć moją teorię o genezie ciągłych konfliktów Lewantu muszę przytoczyć wspomnienie .

Szefami i właścicielami owego baru było dwóch mężczyzn pochodzących – uwaga- z Izraela i Palestyny. W chwilach wolnych gdy z ciekawością zadawałem kolejne pytania o kuchnię ich krajów, produkty czy specyficzne przyprawy wyróżniające się w lokalnych potrawach skrzętnie omijałem temat pochodzenia falafela.
Był to temat tabu.
Nauczony doświadczeniem już po pierwszej słownej potyczce moich szefów, absolutnej pewności i przekonaniu każdego z nich , że to falafel jest właśnie specjalnością od wieków Izraelczyków w kontrze miałem tyradę argumentów na rzecz głębokich korzeni falafela w arabskiej Palestynie.
Siedziałem cicho.
Cóż , aby nie prowokować kolejnego napięcia w krajach Lewantu pozostało mi ominąć zdobywanie wiedzy u źródeł i pozostać przy suchym przekazie encyklopedii.
Falafel moja miłość
Co nie zmienia faktu, że się w owych kotlecikach kuleczkach z bliskiego wschodu od razu zakochałem.
Wielokrotnie przez następne 30 lat w czasie rozmaitych podróży bary z falafelem ratowały mnie przed śmiercią głodową. Podobnie jak do dziś ratują codziennie w różnych szerokościach geograficznych wegetarian i całkowitych roślinożerców.
Sycąca pita z falafelem i cudownymi sałatkami , piklami, sosami i innymi cudeńkami . Potrafi też nakarmić najbardziej wygłodniałego mięsożercę ( i to wszystko w bardzo przystępnych cenach).
Moje ulubione
W ostatnich czasach i w najbliższej okolicy przypadł mi szczególnie do gustu falafel z Antwerpii.
-Z lokalu pod nazwą Falafel Tof.-
https://www.facebook.com/search/top?q=falafel%20tof
Uwierzcie mi na słowo. Może sami się przekonajcie o magii smaków i ferii kolorów dostępnych aby napełnić po brzegi swoją pitę . Zawsze po konsumpcji tych niebiańskich smaków pozostaje we mnie smutek .
Z jednej strony , że się skończyło danie . Z drugiej odzywa się we mnie zazdrość że nigdy nie będę potrafił tak doskonale znaleźć niuansów smaku dodatków .
Wyjaśnienie:
Żaden z moich antenatów nie miał pejsów . Nie był wyznawcą Mahometa . Bo aby potrafić stworzyć takie cudo to przynajmniej trzy generacje muszą naznaczyć wykonawcę darem smaku.
Ale jeśli głód Was dopadnie na przykład w Amsterdamie to również polecam te z sieciówki Maoz.
Oczywiście najzdrowiej, najtaniej i najciekawiej zrobić sobie falafel w domu.
Wymaga to trochę czasu i przygotowań, ale na pewno warto. I tu zaczynam już snuć inną opowieść –
Moja wersja jest odrobinę uboższa w niektóre charakterystyczne dla lewantyjskiej kuchni przyprawy. Tym samym smak produktu końcowego jest łatwiejszy dla nieprzyzwyczajonych, a składniki powszechnie dostępne.
Zachęcam gorąco do podjęcia tego wyzwania korzystając z moich doświadczeń.
Views: 114

